"Wild man" Ricardo Campello udowodnił, że ustanie potrójnego loopa to tylko kwestia czasu. Podczas pobytu na Gran Canarii, gdy tylko konczyły się hity, niestrudzenie zakładał swój kask, wzmocnioną piankę i ruszał na falę by wykonać jeden z najtrudniejszych manewrów na desce - Triple Forward Loop. 
Arena Pozo co roku przyciąga tłumy widzów, chcących na żywo obserwować poczynania zwariowanego "dziecka z Wenezueli", który pragnie wpisać się do historii windsurfingu w nuklearnych warunkach, jakie co roku o tej porze trafiają się na Pozo. Próby rozpoczyna od kilku naprawdę wysokich double loop`ów. Po kilku minutach tłum na plaży zrywa się na równe nogi i wiwatuje. Ricardo obraca sie w powietrzu jak zwariowany. Wielu ludzi krzyczy, że on to naprawdę zrobił. Biegną do menadżera JP i mówią, żeby wyjmował książeczkę czekową (JP i Neil Pryde ufundowali nagrodę w wysokości 10000$ jeśli tylko wykona trzy pelne obroty w powietrzu). Ricardo nie jest pewny manewru, więc próbuje raz jeszcze. Trafia na kolejną rampę, tym razem jeszcze wyższą, obraca się jeszcze szybciej ... i kończy manewr niebezpiecznie wyglądającym upadkiem.  Ludzie na plaży ponownie zrywają się na równe nogi obawiając się o zdrowie kilkukrotnego mistrza świata we Freestyle`u. Na szczęście po chwili podnosi się i wraca na brzeg. Tam okazuje się że doznał bolesnego urazu ręki i prawego kolana, którym rozbił pokład swojej deski. Mimo wszystko jest szczęśliwy i z uśmiechem udziela wywiadów fotoreporterom. Natychmiast pojawiają się dyskusje: był potrójny czy nie? Następnego dnia, sztab JP i Neil Pryde, po kilku godzinach analiz przed monitorami, podejmuje decyzję: ... nie było trzech pełnych rotacji. Jednoczesnie zapada kolejna niespodziewana decyzja. Ricardo dostaje premię 5000$, za niewiarygodny pokaz, motywując go tym samym do kolejnych prób. Źródło: www.jp-australia.com |